środa, 7 stycznia 2015

Threeteen




~ Agnes 24.11 ( godz. 23:00 ) ~



Godzinę przed północą wybił alarm. Okropny alarm, który wybudził mnie ze snu. Przetarłam oczy i wtedy z głośników wydobył się głoś.
- Awaria ! Proszę spokojnie wychodzić na korytarz i iść w stronę szyldu. - przeraźliwy krzyk i paraliż , który mnie ogarnął. Szybko założyłam na siebie dżinsy i bluzę z kapturem , następnie wybiegłam z pokoju i ruszyłam za tłumem próbując wyszukać w nim dziewczyn. Wiedziałam, że ta akcja musi mieć jakieś dno. Myślę, że albo chcą się nas pozbyć, albo potrzebują jakieś adrenaliny. Nagle wpadłam na kogoś, była to Nicole. Wyglądała strasznie. Prawdopodobnie ją pobili.
- Matko.. co ci się stało ?- spytałam odciągając ją na bok.
- Kilka dni wcześniej ukradłam telefon i wysłałam sms'a do Bena by nam pomógł. - powiedziała.
- Nicole..- szepnęłam przytulając ją. Wtedy ktoś nas pociągnął.
- Musimy uciekać, szybko !- warknęła Diana. Ona zaś wyglądała dobrze po za tym, że była zmęczona i lekko wycieńczona.
- Co się w ogóle dzieje ?- spytała Nicole.
- Ktoś podpalił magazyny,  a oni stwierdzili, że to świetna okazja by zabawić się z nami w jakąś chorą grę.- krzyknęła między tłumem, który popychał nas i krzyczał. Cały ten tłum to głównie porwane dziewczyny. Brakowało mi w nim tylko Charlie. Pomimo, że to przez nią tu trafiłyśmy to nie mogę jej tak zostawić.
- A co z Charlie ?- spytałam.
- Jebać ją.- odpowiedziała mi Diana.
- Diana opanuj się do cholery ! O to im właśnie chodziło, abyś stanęła przeciwko niej, ale to ona była przy tobie kiedy miałaś gorsze dni !- krzyknęłam zatrzymując ją.
- Nigdy jej nie wybaczę tego, że to przez nią tu trafiłam.- ryknęła na mnie i pobiegła dalej. Pokręciłam tylko głową i pobiegłam za resztą. Dotarliśmy do ogromnych drzwi nad, którymi migotała czerwona lampka i wydobywał się okropny dźwięk. Wybiegłam przez nie na zimne powietrze. Wszędzie była masa śniegu, a cały budynek był oświetlony przez jakieś samochody. Biegnąc zobaczyłam coś co zmroziło moją krew. Charlie leżała na środku parkingu, w samej sukience, a obok niej czerwona plama krwi. Próbowałam do niej podbiec, ale każdy mnie odsuwał i ciągnął w stronę lasu.
- O co tu chodzi ?- spytałam jakiegoś chłopaka, który przebiegał obok mnie.
- Masz telefon i zadzwoń do kogoś by zabrał około 100 osób. Biegnijcie jak najdalej, bo będą was szukać. - powiedział.
- Co ? Dlaczego ?
- Posłuchaj. - zaczął zatrzymując mnie.- Uspokój się i dzwoń. Powiedz, że mają przyjechać na obrzeża Nowego Yorku i, że potrzebujesz pomocy. Nie zawal tego i uratuj je.- powiedział zakładając na moje ramiona jego puchatą kurtkę. Szybko wykręciłam numer Ben'a.
- Halo.- usłyszałam zmęczony głos.
- Ben..- szepnęłam płacząc.
- Agnes.. gdzie jesteś ?
- Pomóż mi i dziewczynom. Jest nas około stu i jesteśmy na obrzeżach NY. Proszę pomóż.- płakałam.
- Cii.. spokojnie. Zaraz zbiorę wszystkich i ruszymy po was.
- Dziękuję..- szepnęłam.
- Wyjdźcie ku drodze tak, abym was znalazł.- powiedział.- Kończę, ale będę w kontakcie. Dobrze ?
- Dobrze. Do zobaczenia..- mruknęłam idąc do zmarzniętych dziewczyn.- Posłuchajcie wezwałam pomoc. Musimy iść ku krańcu drogi, aby nas znaleźli.- powiedziałam pomimo, że trzęsłam się z zimna. Pokiwały głowami i ruszyłyśmy. Nicole przytuliła się do mnie i tak szłyśmy. Minęło może z 40 minut stania i wtedy ujrzałam ciężarówkę, z której wypadli chłopacy. Spakowali dziewczyny, a potem mocno nas przytulili. Stałam zapłakana i tuliłam się do nich. Śnieg padał i mroził moją twarz, jednak nie przeszkadzało mi to. Ważne , że się uwolniłam.
- Chodźmy, bo musimy jechać.- powiedział Chris, po czym wprowadził nas do ciężarówki i ruszyliśmy...



~ Charlie ~




Okropny ból zaciskał swe szpony na moim brzuchu. Nie leżałam już na śniegu tylko w jakiejś sali , gdzie było kilkunastu mężczyzn. Usiadłam , oddychając głęboko. Cały ten szef postrzelił mnie myśląc , że się poddam. Chyba go pojebało. Wstałam , a wzrok ich spadł na mnie. Jednak nie podeszli by mnie powstrzymać. Moje suknia była brudna, a ciało nie dość, że bolało to strasznie było mi zimno. Zdjęłam powoli z siebie sukienkę i pokuśtykałam do umywalki. Rana nie krwawiła mocno, jednak dawała się w znaki. Muszę wyjąć kulę, bo inaczej nie dożyję jutra. Wzięłam pęsetę i gazę, którą przemyłam ranę, a następnie wepchałam ostrze do środka i wydałam z siebie głośny krzyk.
- Hola Hola.. pomogę ci.- powiedział chłopak. Nie miałam siły przejmować się kim jest ten chłopak, dlaczego tu jest i czy nie jest przeciwko mnie. Powoli ułożyłam się na wcześniejszym miejscu i pozwoliłam, aby mi pomógł. - Nate ! Potrzebuję cię !- krzyknął do kogoś, kto zaraz się przy nas pojawił.- Podaj morfinę.- gdy to usłyszałam , zaśmiałam się, a oni spojrzeli na mnie dziwnie.
- Będzie boleć.- powiedział jeden z nich. I jak na zawołanie ogromny ból i paraliż przeszedł przez całe moje ciało. Krzyczałam z bólu, wyrywałam się by tylko to przerwać. Oni jednak pozwoli by inni mnie trzymali, a  sami pozbyli się kuli. Po kilku minutach wszystko się uspokoiło, a morfina zaczęła dopiero teraz buzować w moich żyłach. Od ostatnich miesięcy podawano mi ją by mnie osłabić i znieczulić ból, ale to miało odwrotny skutek. Wręcz pobudzało mnie do agresywnego zachowania.
- Dzięki.- powiedziałam i wstałam.
- Ej poleż sobie i odpocznij.- mruknął cały ten Nate trzymając mnie za rękę. Wyrwałam się i owinęłam ranę bandażem. Potem zabrałam pierwszą lepszą koszulkę, spodnie, buty i bluzę. Cała zgraja tych mężczyzn patrzyła na mnie jak na wariatkę.
- Co ? - spytałam ich kiedy myłam dłonie.
- Nie nic. - odparł jeden z nich i się zaśmiał. Wywróciłam oczami.
- Jest z tąd jakieś wyjście ?- spytałam obserwując ich. Wyglądali..dziwnie.
- Dwa. Jedno to główne , które jest chronione i drugie , które jest zamknięte.- powiedział Zombie Boy ( ten, który pozbył się kuli ).
- Ostatnie dwa pytania. Kim jesteście i czy ma cie jakąś broń ?- może bez sensowne pytania, jednak muszę wiedzieć. Na polu walki nie mogę zbierać wrogów, tylko przyjaciół. Zgarnęłam butelkę z wodą i czekałam na odpowiedź.
- Broń mamy.Łap.- powiedział ktoś i mi rzucił.
- Lepiej usiądź. -powiedział Nate, znowu.
- Boże , odwal się okey. - odparłam zdenerwowana.
- Jestem Nate, ale Boże też mi pasuje .- zaśmiał się z resztą. Pokazałam mu tylko środkowego palca i czekałam.
- Słyszałaś o ucieczce więźniów z więzienia w Malborune ?
- Nie, przecież tkwię tu już .. około kilku miesięcy.
- My jesteśmy tymi więźniami.- powiedział Zombie, a ja wybuchłam śmiechem. Spojrzeli na mnie krzywo.
- Nie wierzę, to jakiś joke co ?- gdy to powiedziałam poczułam ból na nadgarstku, jakiś wysoki mężczyzna wykręcił mi go.
- Posłuchaj dziecinko uważnie. To co teraz ci mówimy jest kompletną prawdą i radzę ci uważać, jeśli nie chcesz by ta twarzyczka nie była taka piękna.- warknął. Spojrzałam na niego wrogo.- Cały ten szef pomógł nam w ucieczce w ramach zostania jego niewolnikami. Myśleliśmy, że to będzie inaczej wyglądało jednak przeliczyliśmy się.  Kazał nam wykonywać jakieś brudne roboty , twierdząc, że wyda nas policji, jeśli tego nie zrobimy. A teraz kiedy wybuchł pożar magazynu zamknął nas tu.- warknął ponownie. Przyznaję zszokowało mnie to i wzbudziło lekki strach.
- Jednego nie rozumiem , skoro jesteście przestępcami to dlaczego zachowujecie się jak posłuszne pieski ? Powinniście ze złościami zabić go za to, że was tu zamknął i nie dotrzymał słowa. Jednak widzę, że nie dacie rady.- prychnęłam wyrywając się, udałam się do drzwi, które są niby zamknięte. Strzeliłam w nie, kopnęłam i z hukiem wyszłam z tam tej sali na korytarz. Jedna malutka lampka go oświetlała pokazując wyjście na zewnątrz. Bez zbędnych przemyśleń pobiegłam tam i wybiegłam na zewnątrz. Sypał śnieg, mnóstwo śniegu. Podczas gdy ja się rozglądałam doszli mnie chłopacy i pociągnęli w stronę jakichś samochodów. Wsiadłam razem z nimi i przejechaliśmy na teren przed bramą. Kilku z nich wysiadło, a ja zostałam z Nate.
- Gdzie poszli ?
- Porachować się.- odparł przeglądając jakiś telefon. Jak tak patrzę na niego mogę stwierdzić, że pomimo iż jest irytujący jest okropnie przystojny.- Zrób zdjęcie będzie na dłużej.- zaśmiał się na co ja pokazałam mu środkowego palca, znowu. - Nie boli cię ?
- Jak na razie nie.- mruknęłam okrywając się mocniej bluzą.
- Chciałbym cię czymś okryć, ale widzisz sam nie mam się czym ogrzać. - powiedział, po czym udawał , że się zastanawia , spojrzał na mnie.- Chyba mam cię czym ogrzać.- powiedział i naparł swoimi wargami na moje. Oddałam pocałunek, ponieważ wiedziałam, że i tak nic nie zmieni. Wepchał swoją dłoń między moje włosy i dalej napierał. Muszę przyznać świetnie całuje. Gdy zaczęło nam brakować oddechu, przestał, oparł swoje czoło o moje i patrzył w moje usta. Kciukiem przetarł kącik moich ust i posłał mi lekki uśmiech.- Cieplej ?- spytał cicho, a ja kiwnęłam głową...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz